Sunday 10 February 2013

WŁADCZYNI LALEK




Tydzień temu rozmawiałam ze znajomą Hiszpanką na temat kolejnych projektów fotograficznych i opowiedzialam jej o siostrze przyjaciela brata, którą zapamiętałam jako posiadaczkę największego blond prawie-afro na świecie. Wam również o niej opowiem. Tym bardziej, że teraz o niebieskookiej Marysi wiem o  wiele więcej i okazało się, że również żyje pięknym, wymyślonym przez siebie życiem. Życiem aktorki w teatrze lalek.  
Na sesję pojechałyśmy do nadmorskiej zimnej o tej porze, ale pięknej i wyludnionej Ustki, w towarzystwie przyjaciółki Marysi Agi oraz dwóch demonicznych lalek. Oprócz pojedyńczych fanów Nordic walkingu na plaży nie było nikogo. Po baaaaaaardzo udanej sesji, pojechałyśmy do miasta na zasłużone herbatę i piwo i mogłam zacząć moje małe przesłuchanie.
- Słuchaj Marysia, to opowiedz mi proszę co to za teatr, w którym pracujesz?
- Luba, więc to jest słupski teatr Władca Lalek, prowadzi go fajne małżeństwo Zielonków. 
- No i jak to sie stalo, że tam trafiłaś?
- W zasadzie przez przypadek, wiadomo było, że gram i pewnego dnia dostałam od znajomego ich numer telefonu, zadzwoniłam, poszłam na rozmowę, musiałam oczywiście zarecytować wiersz, zaśpiewać piosenkę. Ale nie od razu dali mi pracę, najpierw próbnie jeździłam z nimi na rożne imprezy, np. otwarcie hoteli i na szczęście spodobałam im się i zaproponowali współpracę.
- A jak to się stało, że zaczęłaś grać?
- Wiesz, w sumie to zawsze chciałam grać, Odkąd byłam w przedszkolu grałam w przedstawieniach i zawsze byłam najgłośniejsza i starałam się być w centrum uwagi. To samo było w podstawówce i muszę też powiedzieć, że to nauczyciele naprawdę rozbudzili we mnie pasję. Zaczynałam od konkursów recytatorskich, na wojewódzkim konkursie recytratorski w Gdańsku i zajęłam I miejsce. Gdy byłam w liceum zaczęłam grać w Nowym Teatrze. 4 z francuskiego miałam pewnie dlatego, że brałam udział w wieczorkach fracuskich organizowanych przez ten teatr. A tak na poważnie, to bardzo dobrze wspominam ten czas, współpracowałam wtedy z Albertem Osikiem, obecnie aktorem warszawskiego teatru Syrena. 
- A studia? Masz kształciłaś się na kierunku aktorstwo?
- Tak, przez rok robiłam studium aktorskie w krakowskim Larcie, później startowałam do Wrocławskiej Szkoły Teatralnej, oczywiście na lalkarstwo, udało mi się dojść do ostatniego etapu, ale niestety nie przeszłam dalej, ponieważ komisja stwierdziła, że potrzebują materiału nieukształtowanego w innych szkołach aktorskich. 
Wróciłam do Słupska i ponieważ obracałam się w specyficznym środowisku, dostałam numer telefonu, o któym wspomniałam na początku i takim sposobem znalazłam się we Władcy Lalek. 
- Jak nazwa wskazuje jest to teatr lalkowy, który robi, jak się domyślam, przedstawienia dla dzieci. 
- Zgadza się. 
- Dlaczego wybrałaś dziecięcą widownię?
- Widzisz Luba, obecnie studiuję pedagogikę przedszkolną, ponieważ  dzieci mnie interesują. Mimo to, że jeszcze niedawno sama byłam dzieckiem, dzieci mnie fascynują i uczę się, by rozumieć je również będąc osobą dorosłą. A gra w teatrze, stworzonym z myślą o najmłodszych, jeszcze bardziej mi w tym pomaga. 
- A jakie są dzieci jako widownia?
- Są super!
- A dorośli? Czy dorośli reagują jak dzieci podczas przedstawień?
- Tak, dorośli są w ogóle niesamowici, widać, że jakby wracają do czasów kiedy mieli 7 czy 8 lat, np. śmieją się w tych samych momentach, co najmłodsi. Ale mimo to, dzieci są wciąż bardziej spontaniczne. Pewnego razu graliśmy 'Hej kolęda, kolęda' i tam występuje kukła śmierci, wiec wychodzę z tą kułą na scenę, niektóre dzieci chowają się za kolegów, a niektóre rzucają w kukłę papierkami. I mieliśmy taki przypadek, że pewna dziewczynka tak bardzo się przestraszyła, że wzięła tatę za rękę i huknęła 'Idziemy do domu'! 
- Dzieci mają wstęp za kulisy?
- Ależ oczywiście! Po spektaklach dzieci przychodzą na scenę, oglądają lalki, mogą ich dotknąć, pogłaskać, poznać, potrzymać... uwielbiam je obserwować podczas tych zakulisowych wycieczek. Jest szansa, że jest dla nich dobra przyszłość w naszych czasach rozwoju technologicznego. Chociaż muszę ci powiedzieć, że gdy jesteśmy na wyjazdach w różnych miastach, to zdarza się bardzo często, że dzieci nie znają np. kolęd, albo zwykłych popularnych piosenek. I myślę, że to trzeba naprawić.
- Jak sądzisz? Kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy?
- Myślę, że głównie winni są nauczyciele, wychowawcy. Rodzice mniej, w końcu szkoła ma uczyć. Rodzic również, ale w końcu instytucja szkoły jest po coś. 
- Marysiu, dzieci i zainteresowania to jedno, ale czy masz osobistą satysfakcję ze swojej pracy?
- Tak, olbrzymią. Każdy ma jakieś kompleksy i chciałby coś w sobie zmienić. Ja miałam podobnie, byłam nieśmiała, a gra na scenie pomogła mi nabrać pewności siebie. To nie tylko występy, ale również kontakt z publicznością po spektaklu, ludzie podchodzą, gratulują, dziękują mi. Kiedyś mnie to zawstydzało, a teraz już nie mam takiego problemu. No i przełożyło się to również na życie codzienne, osobiste. 
Wiesz Luba, ogólnie uważam, że jestem szczęściarą. Mam dopiero 24 lata, a robię to, o czym zawsze marzyłam, a całe życie jeszcze przede mną....




No comments:

Post a Comment